Oświadczenie prezesa ZNP Sławomira Broniarza w sprawie wywiadu dla „Gazety Wyborczej”
13 kwietnia 2013
Z przykrością stwierdzam, że wywiad zatytułowany „Strajku w szkołach nie będzie”, który ukazał się w dniu 8 kwietnia 2013 roku w „Gazecie Wyborczej”, nie jest jednobrzmiący z tekstem wywiadu przeze mnie autoryzowanym.
Redakcja „Gazety Wyborczej” w wyżej wymienionym tekście dokonała szeregu skrótów i opuszczeń, które zubożyły siłę i zmieniły wydźwięk argumentacji przeze mnie przedstawionej. W związku z powyższym, kierując się chęcią zaprezentowania czytelnikom całości mojej argumentacji, publikujemy poniżej całość autoryzowanego przeze wywiadu.
Jednocześnie podkreślam, że tytuł wywiadu pochodzi od redakcji i nie ma on charakteru deklaracji woli ZNP.
Sławomir Broniarz
Rozmowa ze Sławomirem Broniarzem, prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego
Aleksandra Pezda: Będzie strajk nauczycieli? „Solidarność” poderwała kilkadziesiąt szkół na Śląsku przeciw planom rządu.
Każdy związek zawodowy ma prawo do suwerennych decyzji, sadzę jednak, że mimo wielu napięć i problemów nie ma dziś powodu do strajku w polskich szkołach. Powtórzę: na dziś Dowodem tego był niewielki, czynny udział nauczycieli. Choćby dlatego, że w projekcie nie ma zmiany pensum.
I to związkowców właśnie cieszy – że rząd nie zmienia pensum. Pewnie dlatego, kiedy minister Krystyna Szumilas prezentowała na konferencji w MEN projekt zmian w Karcie nauczyciela, staliście za nią murem. Na wszystko się zgadzaliście.
Na nic się nie zgodziliśmy, to był dopiero początek konsultacji! Zgodziliśmy się tylko z tym właśnie, że nie będzie żadnych decyzji odnośnie pensum, bo czekamy na wyniki badania czasu pracy nauczycieli, które prowadzi IBE. Zresztą liczymy, że ujawnią prawdę, czyli fakt, że nauczyciele naprawdę dużo pracują.
Ale nie protestujecie przeciw skróceniu wakacji i angażowaniu nauczycieli w prace dla szkoły w czasie ferii i przerw świątecznych?
Mitem jest opowieść o rzekomo 80 dniach wakacji nauczycielskich. Ponadto przerwy świąteczne nie były w sensie prawnym traktowane jako urlop nauczyciela.
Za daleko także idą propozycje w sprawie urlopu na poratowanie zdrowia. Dotąd pierwszy urlop nauczyciel mógł wziąć po 7 latach, a teraz pierwszy urlop na poratowanie zdrowia ma być po 20 latach pracy. Temu nie towarzyszy żadne racjonalne uzasadnienie, tak medyczne jak i ekonomiczne, poza roszczeniami samorządów. Specjaliści mówią nam, że mogą leczyć struny głosowe nauczycieli do 15 lat w zawodzie, potem możemy już nauczycieli wysyłać na renty. A to się chyba nikomu nie opłaci, także biorąc pod uwagę wysokość renty. Jeśli nauczyciele mają pracować do 67 roku życia, muszą mieć szansę na leczenie i rehabilitację w trakcie pracy.
Wszyscy mają pracować dłużej. Dlaczego zawód nauczyciela miałby być wyjątkiem i oferować coś więcej, poza płatnym lekarskim zwolnieniem?
Bo to zawód naprawdę o szczególnym charakterze. Niesłychanie stresujący, silnie angażujący głos oraz układ nerwowy. Co do tego nikt nie ma wątpliwości.
Wbrew temu, co głoszą oświatowe związki zawodowe, nauczycielskie pensum bardzo szkołę uwiera. Za dodatkowe godziny pracy dla szkoły nauczycielom trzeba płacić, a uczniów – co za tym idzie – pieniędzy na szkołę coraz mniej. Samorządy twierdzą, że płacą nauczycielom za dużo za nazbyt lekką pracę. W podobnej sytuacji w Danii samorządy właśnie zarządziły dla nauczycieli lockout.
Pensum obowiązuje w każdym z krajów europejskich. Wszędzie nauczyciele mają określony ściśle czas pracy przy tablicy. U nas wcale nie jest najniższe. W ustawie mamy wpisane 18 godzin przy tablicy plus dwie na dodatkowe zajęcia z uczniami oraz inne czynności ale nie więcej niż 40 godz. tygodniowo. Te inne czynności nie są określone godzinowo Dlatego kiedy podajemy dane do rankingów, wypadamy źle. Ale przecież nauczyciele pracują więcej: przygotowują lekcje, sprawdzają prace domowe, dokształcają się. W Szwecji np. część z tych godzin jest wliczonych do czasu pracy w szkołach.
Dlatego uważnie przyglądamy się projektowi rejestrowania czasu pracy.
Pierwsze słyszę! Dotąd broniliście sztywno zapisów w Karcie, że jest pensum a z reszty czasu pracy, nikt nauczyciela rozliczać nie powinien.
Mówimy od dawna, że trzeba resztę nauczycielskich obowiązków wreszcie doprecyzować i zapisać je w ustawie, choćby tzw. „godziny karciane” Tak żeby już nie było wątpliwości, czy przygotowanie ciekawego filmu do lekcji, wycieczka szkolna, albo przygotowanie klasówek jest w ramach pracy, czy nie.
Czy rodzicom, którzy protestują przeciw obniżeniu wieku szkolnego i zbierają podpisy pod wnioskiem o referendum w tej sprawie, uda się zatrzymać tę reformę?
Tego nie wiem. Ale ZNP popiera obniżenie wieku szkolnego od lat i z wielu powodów. Po pierwsze: to wielka szansa dla dzieci, jeśli zaczną się wcześniej uczyć, to nam gwarantuje wyrównanie szans. Chcemy również przez to uzyskać więcej miejsc w przedszkolach. Poza tym: to szansa zachowania etatów nauczycielskich. Rodziców powinno przekonywać do tego upowszechnienie stołówek i świetlic a nie telewizyjne spoty. Potrzebny byłby rzetelny raport o stanie szkół, ale najpierw – określenie precyzyjne standardów jakie w szkołach powinny obowiązywać. Tego jednak MEN się boi – standardy wymusiłyby dofinansowanie do tych szkół, które ich nie spełniają. I tak rząd non stop hoduje sobie konflikt z rodzicami.
Nauczyciele po kilku podwyżkach zarabiają mało, czy dużo? Stażysta startuje z 2.300 zł, a średnia pensja nauczyciela dyplomowanego to 5 tys. zł (brutto).
Mimo podwyżek, nadal jesteśmy w grupie zawodów o najniższym uposażeniu, a 99% nauczycieli ma wyższe wykształcenie magisterskie i stale się dokształca.. Oczywiście, samorządy chciałyby mniej płacić nauczycielom. Niech jednak najpierw porównają swoje pensje z nauczycielskimi, niech policzą, ile wydają na administrację.
Oszczędności łatwo szukać w edukacji, bo szkoła rzeczywiście kosztuje. Ale gdyby się przyjrzeć wydatkom samorządów na stadiony i drogi, okazałoby się, że w szkole szuka się po prostu pieniędzy na pokrycie długów. Polecam artykuł Jana Winnickiego w 14 numerze Głosu Nauczycielskiego.
Ale niektóre media i samorządy wolą mówić, że nauczyciele są leniwi a ZNP walczy tylko o pensum.
Bo Związek Nauczycielstwa Polskiego powstał w 1905 r. z pobudek patriotycznych – żeby krzewić język polski pod zaborami. A dzisiaj skupia się na pilnowaniu partykularnych interesów nauczycieli, mniej dba o uczniów. To widać w ciągłych sporze np. o pensum.
Nieprawda! Sejm Nauczycielski już w 1919 r. głosił, że polski nauczyciel ma mieć wyższe wykształcenie a polska szkoła ma być bezpłatna dla dziecka. Dzisiaj ponad 90 proc. polskich nauczycieli ma tytuł magistra i tego nam zazdroszczą w całej Europie.
Jednak to ZNP wywalczyło, żeby w Skomacku Wielkim ocalała szkoła, w której 12 nauczycieli uczy ośmioro uczniów.
To nie my, tylko nieudolność tamtejszego samorządu spowodowała, że tak mała szkoła ocalała. Po prostu burmistrz nie wziął w ogóle pod uwagę zbliżającego się niżu demograficznego. Gdyby prześledził proces demograficzny, przygotowałby się do tej likwidacji wcześniej. Zablokowaliśmy likwidację, ponieważ złamał prawo.
Rzeczywiście można dyskutować czy to jest racjonalne , żeby tylu nauczycieli uczyło garstkę dzieci, ale należy także przestrzegać prawa.
Po prostu uratowaliście kilka nauczycielskich etatów i zakonserwowaliście absurdalną sytuację, bo macie taką władzę.
Nieprzestrzeganie prawa jest polską słabością. Musimy się przed tym bronić.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi? Samorządom naprawdę są potrzebne oszczędności, żeby szkoły mogły nadal działać.
Nie edukacja jest powodem finansowych kłopotów gmin. Dlaczego chcemy oszczędzać na szansach edukacyjnych naszych dzieci? Sprzeciwia się temu także Komisja Europejska w swoim raporcie z 20 lutego br. mówiącym o nowych zasadach polityki społecznej.
Możemy to omówić na przykładzie pomysłu na łączenie bibliotek szkolnych z publicznymi.
Czy to znaczy, że budżet państwa jest w tak żałosnym stanie że go musimy ratować etatami bibliotekarzy?! Do tego rozkładając cały system, bo przecież nauczyciel bibliotekarz nie tylko wypożycza książki, ale też pełni prowadzi lekcje.
Nie ma problemu, żeby szkolna biblioteka była otwarta popołudniami i w soboty. Pytanie trzeba postawić inaczej: czy wójt albo burmistrz zechcą za to zapłacić? Bo przecież pracy nieedukacyjnej nie można finansować z pieniędzy na edukację.
Uczniów jest coraz mniej. Czy liczyliście, ilu nauczycieli będzie musiało stracić pracę?
A dlaczego muszą tracić pracę? Chcemy wyrzucić z rynku pracy osoby o bardzo wysokich kwalifikacjach. Lepiej byłoby kwalifikacje nauczycieli wykorzystać w inny sposób, nie tylko w pracy stricte szkolnej. Np. w dziedzinie opieki społecznej, w szeregu prac związanych ze wsparciem rodzin.
Nauczyciel jako asystent rodziny?
Na przykład. Prowadziliśmy takie rozmowy z MEN i ministrem pracy. Na razie nie ma pomysłu jednak jak finansować takie rozwiązanie. Bo gdyby nauczycielowi zatrudnionemu w szkole na pół etatu dołożyć kilka godzin w ramach pomocy społecznej, to ktoś by musiał za to zapłacić – no, przecież nie szkoła. I to jest problem, jak tę sprawę rozwiązać.
Nauczyciele się zbuntowali kiedy kilka lat temu im MEN proponowało, żeby pracowali w świetlicy z 6-latkami albo pomagali na stołówkach. Jak pan ich przekona do pracy w pomocy społecznej?
Musimy rozważać takie propozycje, jeśli chcemy ratować ich miejsca pracy. Nie możemy zamykać się tylko w szkolnych etatach, tych będzie coraz mniej. Myślimy o tym zawodzie szerzej, chcemy otwierać go na inne potrzeby społeczne, wykorzystując nasze kwalifikacje i chęć do pracy z dzieckiem i dorosłymi.